Afrodyta - Córka Zeusa, Bogini miłości, piękna i seksualności
Artemida - córka Zeusa, bogini łowów, księżyca i czystości
Atena - córka Zeusa, bogini mądrości, odwagi, inspiracji, cywilizacji, prawa i sprawiedliwości, wojny strategicznej, matematyki, siły, strategii, sztuki, rzemiosła i umiejętności.
Zeus - król greckich bogów
Ares - syn Zeusa i Hery, bóg wojny
Ephus - Bóg-człowiek o niezwykłej mocy.
Dr Quinn - ludzka żona Ephusa
Egipskie boginie i żony do Ephus
-------------------------------------------------- --------------
Bast - Bogini kotów, ochrony, radości, tańca, muzyki, rodziny i miłości
Sekhmet - Bogini ognia, wojny i tańca
Hathor - Bogini nieba, tańca, miłości, piękna, radości, macierzyństwa, obcych krajów, górnictwa, muzyki i płodności.
Serket - Bogini skorpionów, medycyny, magii i leczenia jadowitych użądleń i ukąszeń
Maat - Bogini Prawdy i Sprawiedliwości
Tefnut - bogini deszczu, powietrza, wilgoci, pogody, rosy, płodności i wody
-------------------------------------------------- -----------------------------------------------------------
Ephus powoli odtoczył się od Afrodyty, tym razem naprawdę rozglądając się, gdy wstał. Drżąc nieco, pomyślał o ubraniach dla siebie i Afrodyty, które pojawiły się chwilę później.
Cóż, pomyślał, to niewiele zrobiło, by zmniejszyć chłód w powietrzu. Układając Afrodytę wygodniej, był zaskoczony chwilę później, gdy poczuł, jak ziemia się trzęsie. Coś zbliżało się w ich stronę w pośpiechu, chociaż nie mógł dokładnie określić, co to było.
Z westchnieniem poczuł, jak moc w nim rośnie. Ze wszystkich intencji i celów, znając greckich bogów, był to atak. Z drugiej strony, chociaż wszystko tutaj wydawało się słabe, nie był pewien, czego się spodziewać.
Minutę później ognisty rudzielec w lekkiej zbroi zbliżył się na czymś, co wyglądało na rydwan. Ciągnęły go cztery czarne jak noc, pełne werwy konie, których oczy świeciły lekko na czerwono. Zatrzymując się przed Ephusem, spojrzała na niego z całkowitą pogardą i szyderstwem.
„Nie wiem, kim jesteś człowiekiem, nie ma to większego znaczenia, za chwilę będziesz martwy”. Patrząc za niego, zobaczyła leżące ciało Afrodyty, twarz rudowłosej przybrała bardziej gorący, wściekły wyraz, gdy naciągnęła łuk. „Nie wiem, co zrobiłeś mojej siostrze, chociaż będziesz cierpieć tak długo, jak to możliwe!”
Wypuszczając drzewce, uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, gdy strzała zatrzymała się przed Ephusem. Jej twarz wyrażała jeszcze większy szok, gdy opadła nieszkodliwie na ziemię. Szybko chwyciła trzy kolejne strzały, uwalniając je w krótkim odstępie czasu. Jej twarz była jeszcze bardziej zszokowana, gdy wszyscy trzej zatrzymali się, również upadając nieszkodliwie na ziemię.
Ephus warknął przez chwilę, próbując powstrzymać gniew. Potem stracił to na chwilę, gdy pchnął otwartą dłoń w kierunku rudowłosej, przewracając ją stęknięciem rydwanu. Warcząc sama, odskoczyła, zbliżając się do Ephus. Tym razem była uzbrojona w krótki miecz i pokręcony, paskudnie wyglądający nóż.
Ephus uniósł rękę, zatrzymując ją na chwilę. – Sugeruję, żebyś przestał, zanim stanie ci się krzywda, ja…
„CO!? Jesteś zwykłym człowiekiem, skrzywdziłeś boginię łowów!? Myślę, że masz wielkie urojenia.” Chodząc po Efusie, nie odrywając od niego wzroku, uklękła, by sprawdzić Afrodytę. Jej oczy rozszerzyły się, gdy poczuła, o ile więcej mocy miała Afrodyta. Wstając, rudowłosa ponownie ruszyła groźnie w stronę Ephus, wydając z siebie lekkie warknięcie.
"Artemida!" Dość głośny kobiecy głos dobiegł gdzieś zza rudowłosej. To spowodowało, że rudowłosa zamarła w miejscu, chociaż rzucała sztyletem spojrzenia w stronę Ephusa. „Naprawdę siostro, jesteś taka skłonna do gniewu. Gdybyś najpierw spojrzała, zobaczyłabyś, że ten człowiek, jak go nazywasz, jest w rzeczywistości bogiem”.
Kolejna szczupła, czarnowłosa kobieta pojawiła się obok zszokowanej Artemidy o szeroko otwartych oczach. Nowy dodatek zmierzył Ephus od góry do dołu, po czym na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
„Widzę bardzo młodego bożka. Czuję w tobie coś, czego nigdy wcześniej nie czułem”. Spoglądając na Afrodytę, skinęła głową. "Czy mogę?"
Ephus cofnął się o krok, przesuwając ramię od nowej kobiety do Afrodyty. Kiwając głową kobieta podeszła do Afrodyty, klęcząc jej oczy również się powiększyły. „Na bełty ojca! Jest prawie dwa razy silniejsza niż wcześniej”. Znów zwróciła się w stronę Ephus, „to byłeś ty, prawda?” Tym razem czarnowłosa kobieta uklękła przed Ephusem, az jej oczu zaczęły płynąć łzy. „Podziękuj wszystkim wymiarom, że mogła cię znaleźć”.
Artemida mogła tylko patrzeć od czarnowłosej kobiety do Ephus iz powrotem, z wielkim zakłopotaniem na twarzy.
„Siostro? Dlaczego kłaniasz się zwykłemu człowiekowi? Bogowie czy nie, powinniśmy…” Artemis zaczął, po czym ten drugi mu przerwał.
„Nie powinniśmy nic robić! Nie zdawałeś sobie sprawy, kto to jest? Zapomniałeś o misji, której podjęła się Afrodyta? Ona, mając prawie połowę swojej dawnej mocy, powinna była być pierwszą wskazówką”. - stwierdziła czarnowłosa kobieta.
Oczy Artemidy rozszerzyły się, gdy wpatrywała się twardo w Ephusa. Powoli, bardzo powoli opadła na kolana. „Efus”. Usłyszeli jej szept.
Ephus miał już coś powiedzieć, gdy za jego plecami rozległ się cichy jęk. Czarnowłosa kobieta uśmiechnęła się do Afrodyty.
„Więc siostro, wygląda na to, że twoja misja zakończyła się porywającym sukcesem”. Ciemnowłosa kobieta zwróciła się do Afrodyty.
"Atena!" Po tych słowach Afrodyta usiadła, mocno obejmując Atenę. „To było do pewnego stopnia, już się z nim związałem. Chociaż z samym sobą, obawiam się, że niewiele to pomogło. Więcej będzie musiało się z nim związać, jeśli mamy ocalić królestwo Olimpu”.
Tutaj Afrodyta spojrzała na Artemidę, która szydziła, a potem na Atenę, której szeroki uśmiech zaczął pojawiać się na jej twarzy.
Ephus odsunął się, lata temu nauczył się nie wchodzić między siostry. Nie zamierzał teraz zdradzać tej ciężko zdobytej informacji.
„Jeśli masz na myśli łączenie się z brudnym, brudnym, obrzydliwym człowiekiem, przyjmę przepustkę!” Artemis wypluł jak zepsuty kawałek mięsa.
„Siostro, kiedy związałem się z nim, było to niepodobne do niczego, czego kiedykolwiek doświadczyłem!” Afrodyta zaczęła wtedy szeptać do ucha Ateny. Twarz Ateny zaczęła się rozjaśniać, gdy na jej twarzy pojawił się lekki wyraz pożądania. Obaj szeptali do siebie jeszcze przez kilka chwil, po czym się odwrócili.
„Muszę zaprowadzić Afrodytę do ojca. Proszę, chodź za nami tak szybko, jak to możliwe”. Potem obie siostry wstały, idąc do Artemidy. Obaj rozmawiali z Artemisem, który skinął głową, obaj zniknęli, gdy Artemida poszła do Efusu.
– Musisz stanąć przed ojcem, pójdziesz teraz albo… – zaczęła Artemida.
- Albo co? Na wypadek, gdybyś nie zauważył, że jestem silniejszy od ciebie. Ephus powiedział z westchnieniem, zaczynało go to wkurzać. „Pójdę, kiedy będę gotowy”.
Rycząc, Artemida wyciągnęła swój krótki miecz, pędząc w kierunku Efusu. Odsuwając się z łatwością na bok, Ephus chwycił ją za ramię, gdy go mijała. Obracając się, usłyszał, jak jej ramię trzasnęło, gdy miecz upadł na ziemię, podobnie jak ona. Wydając z siebie krótki okrzyk, Artemida mogła tylko patrzeć najpierw na Ephusa, jej miecz, a potem na ramię, które było wykręcone pod dziwnym kątem. Co gorsza, nie mogła go wyleczyć.
Klęcząc przed Artemidą Ephus czekał, aż coś powie. W końcu podał jej rękę, by pomóc jej wstać, ale została szybko odtrącona. Kontakt ponownie powalił ją na ziemię.
Stojąc, Ephus potrząsnął głową, tych bogów i bogiń będzie garstka. „Ok, zrób to po swojemu. Jestem pewien, że możesz się odczołgać z powrotem, biorąc pod uwagę czas. Słyszałem o wszystkim, co się tutaj dzieje, mogę cię zasilić. Mogę też zablokować to, co daję”. Oczy Artemidy rozszerzyły się na ten widok. „Ja też mogę cię uleczyć, chociaż ty? Mogę pozwolić zginąć po tym, jak mnie potraktowałeś. Masz na myśli to, że jestem tutaj po wszystkim, nic nie może być dalsze od prawdy”. Ephus potrząsnął głową, „do widzenia.
Po tym, jak Ephus odwrócił się, by odejść, przełykając ciężko, miał tylko nadzieję, że to zadziała. Nie uszedł więcej niż dziesięć stóp, kiedy usłyszał ciche kwilenie. Idąc dalej, w końcu usłyszał: „czekaj!”
Wirując, z grymasem na twarzy, stwierdził: „dlaczego? Najwyraźniej chcesz zginąć. Pokazałeś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, więc dlaczego mam pomagać tym, którzy tego nie chcą?”
Po raz pierwszy Ephus zobaczył, jak Artemida cofa się w prawdziwym strachu. „Hm… Ephus. Minęło bardzo dużo czasu, odkąd komukolwiek zaufałem. Jest to dla mnie o wiele trudniejsze. Ja…”
„Najpierw musisz zdać sobie sprawę, że nie jestem już człowiekiem. Następnie od teraz musisz pytać, dobrze?” Ephus stwierdził, krzyżując ręce na piersi.
„Pytaj? Pytaj!? Jestem boginią, nie pytam, ja…” Stwierdziła, po czym jej usta opadły, gdy Ephus chrząknął, po czym odwrócił się, by ponownie od niej odejść.
- Tak - powiedział Ephus, przerywając jej, lekko się odwracając. „Teraz będziecie musieli błagać. Właściwie wszyscy będziecie musieli. Skończyłem udobruchać kogokolwiek z was. Chociaż wy, cieszcie się czołganiem z powrotem”. Obracając Ephus znów zaczął oddalać się.
Ephus usłyszał coś, co zabrzmiało jak lekki knebel, a potem coś, co brzmiało jak kolejne skomlenie. "Proszę Ephus, ja..., potrzebuję twojej pomocy."
Obracając Ephus można było zobaczyć, że Artemidzie udało się usiąść. Zmrużył na nią oczy i patrzył na nią przez kilka chwil. Znów przypomniały mu się wszystkie drobne sprzeczki, o których słyszał między nimi.
„Pomogę, JEŚLI złożysz mi przysięgę. Wiem, że żaden bóg nigdy jej nie złamie, twoja siostra Afrodyta już wie, co mogę zrobić. Cóż?” Ephus powiedział patrząc na nią. – Przysięga, że nie skrzywdzę ani mnie, ani innych. Może to pomoże.
Tutaj Ephus dotknął przez kilka chwil ramienia Artemidy. Z początku Artemis nie reagowała, ale kiedy ból zaczął przeszywać jej ramię, zbladła.
„Proszę, Ephus, co to jest?” Wtedy Artemida krzyknęła po raz pierwszy. Kiwający głową Ephus dotknął jej ramienia, patrząc, jak ulga zaczyna pojawiać się na jej twarzy. „Składam przysięgę, Efusie”. Artemis prawie wyszeptała ze spuszczoną głową.
- To był ból, niezbyt zabawny, kiedy twoje moce są zablokowane. Efus jej powiedział. Potrząsając głową Oczy Artemidy przetoczyły się po jej głowie, gdy nieprzytomna padła w ramiona Ephusa. Cholera, pomyślał, nie znowu. Stojąc obok niej, uleczył jej ramię, czując, jak wsuwa się z powrotem na swoje miejsce.
Wyciągając rękę, wyczuł Atenę i Afrodytę. Cholera, wydawało się, że dzieli ich wielka odległość. Jak duże było to miejsce? Koncentrując się na Afrodycie, pojawił się przed gigantycznym budynkiem, który musiał mieć co najmniej cztery piętra. Przypomniało mu to świątynie, które widział w Grecji. Ten jednak mógłby pomieścić większość z nich trzy lub cztery razy. Kolumny z przodu były większe, niż Efus mógł objąć ramionami trzy razy!
Kręcąc głową, już miał wejść po schodach, gdy kilku mężczyzn stanęło przed nim. Wszyscy pojawili się w pogotowiu, a potem zobaczyli Artemidę w jego ramionach, wszyscy najeżeni.
„Nie wiemy, co zrobiłeś naszej bogini, nie przejdziesz. Ani nie przeżyjesz! Atakuj!” Ephus cofnął się, powalając Artemidę. Patrzył, jak zbliżają się masowo. Machając ręką, Ephus patrzył, jak ponad połowa została wrzucona z powrotem do pozostałych.
Prawie wszyscy nie podnieśli się, chociaż oczywisty lider ponownie ruszył do ataku. Ephus zmrużył oczy, obserwując mężczyznę pokrytego
ciężka zbroja, nacieraj na niego. Było w tym coś niejasno znajomego.
Rzucając się w ostatniej chwili samiec prawie trafił Ephusa w bok. Wymachując pięścią w górę, Ephus trafił w podbródek mężczyzny. Ku jego wielkiemu zdziwieniu poczuł się prawie tak, jakby uderzył pięścią w kamień. Znów wpatrywał się w mężczyznę, to nie był wyznawca, to był bóg, chociaż kto?
Mężczyzna cofnął się nieco, pocierając podbródek, kiwając głową. „Więc wydajesz się być bogiem lub człowiekiem z boskimi mocami. Ach! Rozumiem, bóstwo, to mimo wszystko będzie przyjemne.” Robiąc krok do przodu, samiec znowu zamachnął się na Ephusa, ledwo go mijając. Tym razem Ephus rzeczywiście włożył trochę siły w uderzenie. To zbiło mężczyznę z tropu, gdy odleciał do tyłu dobre pięćdziesiąt stóp.
Kiedy mężczyzna uderzył w frontową ścianę budynku, Ephus poczuł, jak cały budynek się trzęsie. Krzyk z wnętrza spowodował, że drugi mężczyzna szydził z Ephusa, „to nie koniec bożków!” Potem opancerzony mężczyzna zniknął.
Chwilę później przed budynek wyszedł wysoki, dobrze umięśniony, brodaty, starszy mężczyzna. Patrząc na miejsce, w którym opancerzony mężczyzna uderzył w budynek, potrząsnął głową. Machając ręką nad pękniętą, wgniecioną ścianą, starszy mężczyzna westchnął, gdy ściana bardzo powoli się naprawiała.
Zwracając się do Ephusa, starszy mężczyzna zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, mruknął coś, po czym wrócił do środka. Ephus mógł sobie tylko wyobrazić, kim był starszy mężczyzna, plus fakt, że mężczyzna praktycznie go zignorował. To oczywiście zaczęło wkurzać Ephusa bez końca. Próbując się uspokoić, usiadł obok Artemidy.
Kilka chwil później Artemis jęknęła, a jej oczy powoli się otworzyły. Poruszając powoli ręką, była w szoku, że została całkowicie wyleczona. Spojrzawszy w górę, zobaczyła siedzącego tam Ephusa, który jej nie dotykał.
– Rozumiem, że to twoja sprawka? Zapytała wskazując rękę. Wciąż plujący wściekły Ephus tylko skinął głową. – Czy zrobiłem coś, co podniosło twój gniew do takiego poziomu? – zapytała, oddalając się nieco od Efusu.
Mówiąc ledwie szeptem, Ephus powiedział jej: „Przybyłem tutaj, aby pomóc temu królestwu. Do tej pory dwukrotnie zostałem zaatakowany. Nie jest to reakcja istot, które potrzebują lub wymagają mojej pomocy”. Odwracając się w stronę frontu budynku, Ephus krzyknął: „Mam ochotę pozwolić, by wszyscy tutejsi durni idioci dla bogów ZGINĘLI!” To ostatnie słowo zostało wykrzyczane, gdy siła jego głosu zmiażdżyła jedną z kolumn, pozostawiając duże wgniecenie w rogu budynku.
Artemis sapnęła, gdy ponownie się cofnęła. Od dawna nie widziała takiej mocy. Obrót Ephus dotknął Artemidy zaledwie na chwilę. Jej oczy rozszerzyły się, ponieważ również przez chwilę świeciły. Kiwając głową zaczął odchodzić.
„Co mam powiedzieć ojcu i siostrom?” Powiedziała Artemida, gdy nagle unosiła się nad ziemią.
Odwracając się, by spojrzeć na Artemidę, stwierdził Ephus. „Nie obchodzi mnie to, skończyłem z byciem wykorzystywanym. To zostanie zrobione po mojemu lub nie! Szczerze? W tej chwili? Nie obchodzi mnie, czy to królestwo zginie, czy nie”. Z tym Ephus ponownie odwrócił się odchodząc w szybkim tempie.
Nie minęła nawet godzina, gdy Ephus poczuł obecność czterech zbliżających się potęg. Wzdychając, teraz zobaczymy, co jest grane, pomyślał Ephus, kiedy zastawiał stół, pojawia się pięć krzeseł pod dużym nakryciem. Siedząc, zrobił coś do picia dla całej czwórki, która szybko posuwała się naprzód.
Kilka chwil później Artemida, Atena, Afrodyta i starszy mężczyzna pojawili się przed nim.
Afrodyta przygryzła wargę, gdy zapytała, „naprawdę zamierzasz odejść? Desperacko potrzebujemy twojej pomocy, my-”
„Och, naprawdę? Z przyjęcia, jakie otrzymałem do tej pory? Muszę zdecydowanie się nie zgodzić”. Patrząc na starszego mężczyznę, zauważył Ephus. „Ten praktycznie mnie zignorował, nie, z tego co widziałem, nie potrzebujesz mnie. Chociaż myślę, że zniknięcie tego królestwa może być dobrą rzeczą”.
„CO!? Dlaczego ty ignorancie, żałosny człowieku, powinienem…” Starszy mężczyzna warknął.
Ephus pchnął otwartą dłoń w kierunku starszego mężczyzny, przewracając go z nóg, cofając się o co najmniej dziesięć stóp. Warczący stary mężczyzna podniósł się z rykiem, gdy Ephus machnął ręką, sprawiając, że mężczyzna zniknął. Trzy kobiety rozejrzały się wokół ze zmartwionym wyrazem twarzy.
– Co zrobiłeś ojcu? szepnęła Atena.
Ojciec? O cholera, pomyślał Ephus. Machając ponownie ręką, starszy mężczyzna pojawił się ponownie z wyrazem najwyższego zdumienia na twarzy.
„Zanim to się nasili, usiądź, ciesz się”. Efus powiedział całej czwórce. Trzy kobiety spojrzały na starszego mężczyznę, który skinął głową. Wszyscy siedzieli popijając drinka. Ephus uśmiechnął się, gdy poczuł, jak każda z ich mocy trochę podskakuje.
Oczy starszego mężczyzny rozszerzyły się, gdy nagle wypił resztę zawartości szklanki. Wszystkie cztery ich oczy świeciły przez kilka chwil, po czym wróciły do poprzedniego stanu.
„Na całe Królestwo Olimpu!” – wykrzyknął starszy mężczyzna. „Dawno nie czułem takiej mocy”.
Ephus skinął głową, patrząc na trzy kobiety. Cała trójka wyglądała teraz znacznie młodziej. Unosiły się też lekko nad swoimi krzesłami.
„Teraz, zanim zrobię cokolwiek innego, myślę, że przedstawienie się jest w porządku. Jestem Ephus, mąż sześciu egipskich bogiń. Mój przodek był synem Zeusa i Lo” – przekazał Ephus.
Oczy starszego mężczyzny otworzyły się gwałtownie, kiedy otwarcie patrzył na Ephusa. Wtedy wszyscy usłyszeli, jak szepnął: „Epafus!”
Ephus skinął głową w kierunku starszego mężczyzny. - Zakładam, że jesteś Zeusem?
Starszy mężczyzna spojrzał z niedowierzaniem na Ephusa, po czym z westchnieniem skinął głową.
„Dobrze, więc mogę to skończyć szybciej. To, co wypiłeś, było małym zastrzykiem, który pomógł ci utrzymać to królestwo. Będę jednak musiał nawiązać więź z większą liczbą twoich córek.” Tu spojrzał na Artemidę. „W przypadku niektórych może to nie być możliwe”.
Artemida odwróciła się, by warknąć lekko na Ephusa. „Po tym wszystkim nie jestem wystarczająco dobry, by się z kimś związać!? Znowu, jak powiedziałem wcześniej, myślę, że masz wielkie urojenia!”
Ephus odwrócił się w jej stronę, „Czy mam ci przypomnieć, co jeszcze powiedziałaś?” Głosem Artemidy Ephus stwierdził: „Jeśli masz na myśli parowanie się z brudnym, brudnym, obrzydliwym człowiekiem, przyjmę przepustkę!:” Ephus patrzył, jak Artemida zaczyna się rumienić. Dobrze, pomyślał, może jednak zaczynam do niej docierać.
Dziwne, pomyślał, tak silna jak ona, tak bardzo przypominała mu Serket.
Serket! Tak, to musiało być to! Z uśmiechem Ephus mógłby teraz opanować kilka bogiń.
Wciąż rumieniąc się, Artemida przemówiła niemal szeptem: - Nie zdawałem sobie sprawy, kim i czym jesteś. Nie chciałem cię urazić, Ephusie.
Ephus musiał zrobić podwójne podejście, podobnie jak siostry i ojciec Artemidy. „Przebaczono ci, Artemidzie”, po czym zwrócił się do Zeusa. „Muszę wrócić, by zebrać więcej mocy dla waszego królestwa. Obawiam się, że zużyłem całkiem sporo mocy dla waszej czwórki”. Patrząc na trzy kobiety stwierdził. „Wszyscy powinniście teraz móc podróżować do mojego wymiaru”. Ta wiadomość otworzyła szeroko oczy całej trójki, po czym lekko skinęli głowami.
„Mówiłeś, że zostałeś zaatakowany dwa razy? Czy możesz opisać drugi?” zapytała Afrodyta.
„Był dobrze umięśniony, odziany w ciężką zbroję. Kiedy zobaczył, że niosę Artemidę, zdawał się wpadać we wściekłość. Miał też ze sobą sporo zwolenników”. Efus przekazał.
Zeus zamyślił się na chwilę, pocierając podbródek. „Dobrze umięśniony, ciężko opancerzony. Brzmi bardzo podobnie do twojego brata Aresa. Z tym, co mi zapewniłeś
Ephus, może uda mi się uzyskać nad nim większą kontrolę. Muszę cię jednak ostrzec, on żywi się wojną i konfliktami.
Ares, to sporo wyjaśniło. Musiał więc uporać się z kolejnym Sobkiem. Jego szwagier był wrzodem na dupie, zanim wszystko zostało uregulowane. Będzie musiał dać z siebie wszystko, kiedy zmierzy się z Aresem. Jak na razie wyglądało na to, że zaskoczył Aresa, wiedział, że już się to nie powtórzy. Tak, pomyślał, pocierając podbródek, konieczna będzie zdecydowana zmiana strategii.
Ephus stał, wyciągając rękę, by uścisnąć dłoń Zeusa, powodując, że oczy starszego mężczyzny ponownie się rozszerzyły, gdy poczuł, jak przepływa w nim więcej mocy. – Mam nadzieję, że to na razie pomoże. Zeus skinął głową, przeciągając się.
Podchodząc do niej, Ephus pocałował Afrodytę, skinął głową pozostałym dwóm kobietom, po czym zniknął, myśląc o domu. Zaledwie minutę później pojawił się na tarasie na dachu swojego domu. Musiał zaplanować, zanim wyruszy, by zebrać energię. Ostatnim razem rzucały się na niego kobiety. lepiej nie rób więcej takich scen.
Wchodząc, powitał go zaskoczony Quinn. „Już wróciłeś? Myślałem, że to potrwa dłużej”. Stwierdziła.
Siedzący Ephus potrząsnął głową nie. „Właściwie dopiero zacząłem, muszę to zaplanować, nie mogę tak po prostu iść i zacząć uprawiać seks z każdą napotkaną kobietą. Jak pamiętasz, ostatnim razem było bardzo źle”.
„Pamiętam, wydawało się, że prawie cała okolica chciała kawałek ciebie, zanim się przeprowadziliśmy”. Całując czule Ephusa, wyszeptała: „uważaj, twoja moc nie osłabła, jeśli już, to jest o wiele silniejsza”.
Ephus skinął głową, biorąc bardzo grubą parę okularów przeciwsłonecznych, a potem drugą parę. Równie dobrze może mieć wsparcie, pomyślał, znikając. Pojawiając się na skraju miasta, zobaczył, że jest w parku. Pomyślał, że miejsce na początek równie dobre jak każde inne. Tak było, dopóki młoda kobieta nie wpadła na niego, strącając okulary z jego oczu.
Nawet gdy ją obserwował, w jej oczach pojawił się szklisty wyraz, gdy złapała go za ramię, ciągnąc go do kępy krzaków. – Za chwilę będę gotowy, proszę pana. Stwierdziła, szybko zrzucając z siebie ubranie. Potem zdjęła go jeszcze szybciej, popychając go na ziemię, wbijając się w jego twardość.
Znowu zaczynamy, pomyślał, gdy kobieta zaczęła się poruszać coraz szybciej.